Francuska Komisja Wyborcza zabroniła francuskim mediom informowania o wyciekach e-maili na temat kandydata na prezydenta Emmanuela Macrona. Raport z Niezależny wskazuje, że mediom zabrania się informowania o przeciekach, gdyż może to mieć wpływ na wynik wyborów Emmanuela Macrona i Marine Le Pen.
W innych krajach media obwiniają Rosję za przecieki, tak samo jak miało to miejsce podczas wyborów w USA, mimo że Wikileaks zaprzeczyło zaangażowaniu Rosji z wyciekami e-maili Podesty, a Rosja zaprzeczyła powiązaniu z wyciekami e-maili Podesty. W artykule Independent cytują komentarze prezydenta Rosji Władimira Putina, który zwięźle stwierdził…
„Nigdy nie ingerujemy w politykę innych krajów i nie chcemy, aby ktokolwiek wtrącał się w naszą” – […]
„Niestety, od lat obserwujemy zjawisko odwrotne. Widzieliśmy próby wpływania na procesy polityczne w Rosji poprzez tzw. organizacje pozarządowe i bezpośrednio.
„Zdając sobie sprawę z daremności takich wysiłków, nigdy nie przyszło nam do głowy, aby się wtrącać”.
Drugie pytanie brzmi: co zyskuje Rosja, ingerując w wybory, które nie mają z nimi nic wspólnego?
Oczywiście wielu regresistów zignorowało zdrowy rozsądek i fakty i w dalszym ciągu obwiniało Rosję, podczas gdy narastające napięcia wokół globalizacji i imigracji w Stanach Zjednoczonych i różnych częściach Europy, które przyjęły otwarte granice, doprowadziły wiele osób do odrzucenia dążenie establishmentu do szerszego przyjęcia globalizacji, otwartych granic i azylu dla uchodźców niewymagającego weterynarii.
Le Pen stoi po przeciwnej stronie establishmentu, który reprezentuje Macron, i wygląda na to, że może to być ponowna konfrontacja Donalda Trumpa z Hillary Clinton.
Podczas gdy francuskie media zaakceptowały zakaz informowania o przeciekach Macrona – w ramach swoich przepisów mających na celu zablokowanie relacji informacyjnych o którymkolwiek z kandydatów na dzień przed otwarciem lokali wyborczych – członkowie 4chan rozpowszechniają e-maile, które wyciekły, aby się obudzić obywatele Francji.
Wikileaks również przyłączyło się, udostępniając linki do plik pastebin zawierający e-maile, które wyciekły.
Nie odkryliśmy jeszcze podróbek #MacronLeaks i jesteśmy bardzo sceptyczni, czy kampania Macrona jest szybsza od nas https://t.co/jX7GPTW9uC
- WikiLeaks (@wikileaks) 5 maja 2017 r.
Zgodnie z The Hillfrancuska Komisja Wyborcza poszła o krok dalej, stwierdzając, że dokumenty mogą zawierać „fałszywe informacje”, mimo że Wikileaks stwierdziło, że nie natrafiło na żadne fałszywe dokumenty. Następnie w artykule stwierdzono, że Komisja Wyborcza nie chce, aby w Internecie omawiano e-maile Macrona…
„Komisja stwierdziła, że niektóre dokumenty ujawnione w wyniku wycieku wydają się zawierać „fałszywe informacje” i wezwała media i użytkowników Internetu, aby „wykazali się duchem odpowiedzialności” i nie publikowali dokumentów przed wyborami”.
Regresywni dziennikarze medialni szybko opowiedzieli się za cenzurą przecieków Macrona, a redaktor naczelna Lawfare, Susan Hennessey, zachęcała innych dziennikarzy spoza Francji, aby nie donosili o przeciekach.
Jedyny skuteczny środek odstraszający pozostaje w rękach prasy: nie zatajaj treści e-maili. W ogóle. Z zasady odmówić wzięcia udziału. https://t.co/FnuEmLqHCw
— Susan Hennessey (@Susan_Hennessey) 5 maja 2017 r.
Internauci szybko zarzucali Hennessey jej postawę.
Odstraszający na co? Prawda? „Prasa” nie powinna opowiadać się za cenzurą dla celów politycznych. Zgłoś i bądź szczery dla odmiany. https://t.co/mlwidX5BHL
— Gerard McDermott (@McDermie) 6 maja 2017 r.
Niektóre serwisy informacyjne, takie jak Quartz, posunęły się nawet do stwierdzenia, że cenzurowanie e-maili przed kontrolą publiczną sprzyjałoby ochronie procesu demokratycznego.
Czy dobrze to czytam? Zasadniczo oznacza to: „Dla dobra naszego kandydata nie pisz o wszystkich złych rzeczach, które mógł zrobić”. pic.twitter.com/QMNE1S2AoY
- Ian Miles Cheong (@stillgray) 6 maja 2017 r.
Co więcej, to jest to Mam wiadomości, odkrył pewne zaskakujące prawdy w dokumentach, które wyciekły. Porównali niektóre e-maile i zawarte w nich informacje i odkryli, że Emmanuel Macron – rzekomy feminista – w rzeczywistości płaci swoim kobietom mniej niż mężczyznom… 25.7% mniej, w rzeczywistości.
Ciekawie będzie zobaczyć, czy obywatele francuscy dołożą wszelkich starań, aby odszukać dokumenty, które wyciekły i samodzielnie się z nimi zapoznać, zanim udają się do kabin i wybiorą następnego prezydenta.